Bangkok w 48h - o tym co nam wyszło, a co nie do końca...



   
   Na Bangkok mieliśmy tylko 2 dni. Nie chcieliśmy spędzać tam więcej czasu, bo to be honest - wcale nie lubimy dużych miast. Ciągnęło nas bardziej na plażę i kokoski. Ale Bangkok to must-see, więc chcieliśmy zobaczyć najważniejsze punkty na mapie tego miasta. 

Przylecieliśmy bardzo wcześnie bo ok. 6 rano, więc z duszą na ramieniu wsiedliśmy w taksówkę i pojechaliśmy prosto do hotelu z nadzieją, że przymkną oko na dobę hotelową, lub chociaż przyjmą nasze bagaże i tutaj było pierwsze pozytywne zaskoczenie Tajlandią - zakwaterowali nas bez problemu i już po 7 byliśmy w drodze do Wat Pho. 


   Świątynia Leżącego Buddy jest piękna. Serio. A o tej godzinie było tam praktycznie 0 ludzi. Nie ma co za wiele o niej pisać. Trzeba ją zobaczyć. 






    Czy byliśmy w Świątyni Leżącego Buddy i nie widzieliśmy Leżącego Buddy? Być może. To pierwszy fail. Zorientowaliśmy się po wyjściu z obiektu, że nie widzieliśmy najważniejszego punktu. 
Nadal nie mam pojęcia co ominęliśmy, że go nie zobaczyliśmy (przecież jest ogromny!). 
Nie bądźcie nami - patrzcie na mapkę. 

Kolejnym punktem naszej wycieczki miał być Pałac Królewski, ale tutaj zdarzył nam się kolejny fail. Najpierw nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego wejścia, a pałac jest ogromny - chodzenie dookoła niego w upale nie należy do przyjemnych. Na końcu okazało się, że jest jakiś królewski event i dzisiaj nie wejdziemy. Mea Culpa - pewnie można było to jakoś wcześniej sprawdzić. Pocałowaliśmy klamkę i poszliśmy dalej, do Wat Arun. 

   Żeby dostać się do Wat Arun, trzeba przepłynąć rzekę. My skorzystaliśmy z wahadłowego statku, który kosztował nas zawrotne 2 baty, czyli jakieś 23 grosze. W kilka minut byliśmy już na drugim brzegu rzeki, przy samej Świątyni Świtu. 






    Na wieczór zostały nam 2 punkty : Khao San Road i Sky Bar. Przy Khao San Road był nasz hotel, więc uliczkę i okolicę zwiedziliśmy spacerem kilka razy, zjedliśmy tajski street food i wybraliśmy się do Sky Baru. Plan był super: bierzemy tuk tuka, jedziemy jak królowie i pijemy drinki z widokiem na miasto. Po drodze jednak spotkało nas takie oberwanie chmury, że Sky Bar zamknęli, my byliśmy cali mokrzy i już tak przyjemnie nie było. Widok co prawda zobaczyliśmy, ale musieliśmy zadowolić się drinkiem nie z widokiem na Bangkok, ale wewnątrz budynku. Też było super, no ale to nie po to tam pojechaliśmy... Czy przestało padać jak tylko wyszliśmy? Być może... 






   Na 2 dzień plan był prosty: Chinatown, masaż tajski i basen. Wyszedł w 100%. Do Chinatown szliśmy pieszo, więc po drodze zobaczyliśmy sporo Bangkoku. Chociaż - w porównaniu do świątyń z dnia poprzedniego nie było wow. Ale - to była nasza podróż poślubna i nie chcieliśmy biegać na siłę i zaliczać wszystkich atrakcji po kolei. Poczuliśmy trochę tajskiego flow i uważam, że to było fajne. 













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

FUERTEVENTURA W JEDEN DZIEŃ - CO WARTO ZOBACZYĆ?

OASIS PARK FUERTEVENTURA - KRÓTKA RELACJA

5 RZECZY, KTÓRE ZASKOCZYŁY MNIE NA FUERTEVENTURZE