Londyn w weekend: dzień I

Leadenhall Market

      Podróż do Londynu chodziła za nami już od dłuższego czasu, ale ostateczną decyzję "pomógł" nam podjąć SkyScanner. Obserwowaliśmy ceny biletów i dzięki tej aplikacji udało nam się w listopadzie kupić je za 140 zł w obie strony. Nie czekaliśmy dalej, zrobiliśmy przelew i zajęliśmy się organizacją. 

PRZED PODRÓŻĄ

      Ceny biletów lotniczych skusiły nie tylko nas, więc koniec końców do Londynu udaliśmy się pięcioosobową ekipą. Do Wielkiej Brytanii nie musicie mieć paszportów, ale kontrola - na podstawie dowodu osobistego i tak musi się odbyć - doliczcie więc stanie w długiej kolejce do czasu, który spędzicie na lotnisku po wyjściu z samolotu. My lecieliśmy z Poznania na Luton, gdzie lądowaliśmy około 7:45 czasu brytyjskiego i w sumie wyszliśmy z lotniska około 8:45, po drodze wchodząc tylko do toalety, więc godzina to minimum, które musicie zarezerwować przy planowaniu dalszej podróży. 
Pro tip - do Wielkiej Brytanii warto jednak lecieć z paszportem. Obecnie wydawane paszporty są dokumentami pozwalającymi na identyfikację pasażera na podstawie jego cech biometrycznych - i tak - podczas gdy wszyscy będą stali w kolejce do kontroli, wy przejdziecie bez kolejki przez tzw. e-bramkę. 

NOCLEG

      Ponieważ mieliśmy w Londynie niewiele czasu - przylecieliśmy w sobotę 7:45, a wylatywać mieliśmy w niedzielę o 18:40 szukaliśmy noclegu jak najbliżej centrum. Udało nam się zarezerwować go przez AirBnb - za pokój ze śniadaniem dla 5 osób zapłaciliśmy w sumie 696 zł - co na osobę daje niecałe 140 zł. Z centrum Londynu jechaliśmy tam około 10 minut.

Nasza Privet Drive ;)

TRANSPORT I BILETY WSTĘPU

      Wszystkie bilety rezerwowaliśmy przed podróżą i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Nie musieliśmy martwić się o to gdzie je kupić i stać w kolejkach, a ponieważ naszą trasę zwiedzania naniosłam na mapę google'a jeszcze w Polsce - wiedzieliśmy gdzie i kiedy wysiadać. Z lotniska pojechaliśmy autobusem NationalExpress. Bilety rezerwowaliśmy wcześniej przez stronę easyBus.com. Była to chyba najtańsza z możliwych opcji. Za 5 biletów zapłaciliśmy 40£, z lotniska do centrum jechaliśmy godzinę. 
Uwaga! Na stronie internetowej widnieje informacja, że bilet można kupić u kierowcy, ale radzę tego nie robić. Może się okazać, że miejsc dla was zwyczajnie nie starczy, szczególnie, gdy nie wsiadacie na pierwszym przystanku. 
      Oprócz transportu jedynym biletem, jaki "kupiliśmy" były wejściówki na taras widokowy SkyGarden. Piszę w cudzysłowie, bo wejście tam jest darmowe, ale fizycznie bilet trzeba mieć. Rezerwuje się go przez stronę internetową >tutaj<. Rezerwacji można dokonać na 2 tygodnie przez planowanym wejściem - i trzeba się spieszyć, liczba miejsc jest ograniczona, dlatego najlepiej rezerwować w pierwszym możliwym dniu. 

NASZA TRASA


          Z autobusu wysiedliśmy na przystanku Marble Arch i trasą przez park udaliśmy się w kierunku pałacu Kensington. To najdłuższy pieszy odcinek, ale prowadził przez urokliwe ścieżki i ogrody pałacu Kensington, więc nie odczuliśmy odległości. W parku spotkaliśmy wiewiórki, kaczki, gęsi, łabędzie, więc zdecydowanie nie żałowaliśmy decyzji o pokonaniu tej trasy pieszo. 




      Słońce i zielona trawa skutecznie odebrały świąteczny klimat naszemu zwiedzaniu, ale mimo to musimy przyznać, że choinka pod pałacem była przepiękna! Po zrobieniu stu miliardów zdjęć okazało się, że jest już 11:00, więc poszliśmy na nasz pierwszy londyński lunch. Głodni weszliśmy do pierwszej z brzegu knajpy, ale okazało się, że mieliśmy szczęście. Roadster California Burger zaskoczył nas amerykańskim wystrojem i dobrym jedzeniem. 

      Uwaga! Do rachunków w Londynie zazwyczaj doliczany jest 12,5% napiwek.

      Naszym następnym przystankiem było Muzeum Historii Naturalnej. Tak bardzo trzeba tam pójść! To miejsce, które zrobiło na nas największe wrażenie! Na pół godziny przenieśliśmy się do świata Harrego Pottera i "Nocy w muzeum" jednocześnie. Wstęp tam jest darmowy, więc tym bardziej jest to absolutne must-see. 



     Kilka minut pieszo od muzeum znajduje się Harrods - którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Warto obok niego przejść, chociażby dla samych wystaw, które stanowią dzieło sztuki. Trasa obok Harrodsa prowadzi też do pałacu Buckingham, więc - no excuses! 



      Zaraz po Harrodsie, na naszej "bucket list" był oczywiście Pałac Buckingham, ale niestety wcale nie zrobił na nas wrażenia. Mimo, że podobnie jak pałac Kensington położony jest w parku - wokół niego był tylko tłum ludzi i beton. Odhaczyliśmy go więc z naszej listy i poszliśmy dalej, ale nie jest to miejsce, do którego warto wrócić. Dużo więcej frajdy dały nam biegające po parku wiewiórki. :)



      Naszym ostatnim przystankiem był parlament, z bliżej wszystkim znanym Big Benem. Tam w zasięgu wzroku znajduje się też London Eye oraz katedra Westminsterska. Na nasze nieszczęście Big Ben był akurat w remoncie, więc stracił wiele ze swojego uroku, ale z drugiej strony mieliśmy na tyle szczęścia, żeby zobaczyć London Eye zarówno w świetle dziennym, jak i wieczorem. Warto te miejsca zostawić na koniec - spędziliśmy tam najwięcej czasu, a zmęczeni chodzeniem byliśmy wdzięczni za niewielkie odległości. 


      Cała trasa zajęła nam około 7 godzin i nie wydłużyłabym jej już ani o jedno miejsce, mimo, że jestem zwolenniczką pieszego zwiedzania. Poszliśmy więc na zasłużone fish&chips! Wybaczcie, ale nie jestem w stanie ocenić, czy tak bardzo smakowało mi z głodu, czy to jednak restauracja była dobra. ;) Za porcję w TROIA Waterloo zapłaciliśmy 13£ + napiwek.


      Do następnego!
-A.



      

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

FUERTEVENTURA W JEDEN DZIEŃ - CO WARTO ZOBACZYĆ?

OASIS PARK FUERTEVENTURA - KRÓTKA RELACJA

5 RZECZY, KTÓRE ZASKOCZYŁY MNIE NA FUERTEVENTURZE